poniedziałek, 23 listopada 2015

Czemu uczę psy?

Wiele osób zadaje mi pytanie - jaki cel ma nauka psów? Po co je uczysz?
Inne osoby powiedzą zaś - wez już nie męcz tego psa!
Postanowiłam zatem wypisać w punktach pewne wyjaśnienia, które osobom spoza psiego towarzystwa, choć trochę rozjaśnią sens nauki. 

1. Praca z psem bardzo ułatwia funkcjonowanie z nim. Osobiście nie wyobrażam sobie mieć dwa psy, które w ogóle mnie nie słuchają, a ja sama nie chcę tego zmienić. My mamy czuć się z psem dobrze, komfortowo, posiadanie zwierzęcia ma być dla nas przyjemnością, a nie utrapieniem. A bez chociaż PODSTAWOWEJ pracy niestety często dzieje się tak, że my sobie, pies sobie i razem się męczymy.

2. Ćwicząc z czworonogiem bardzo, ale to bardzo pogłębiamy więzi z nim.

3. Jeśli ktoś lubi fotografowac, to pies znający podstawowe komendy jest znacznie łatwiejszy w ustawieniu do zdjęcia itd., to też fotki wychodzą bardziej efektowne.


4. Pies, który nie wie, co mu wolno, a co nie, jest zagubiony.
Wyobrazmy sobie sytuacje - nagle mamy zamieszkać w nowym domu, nikt jednak nie przedstawił nam zasad, nikt nas nie zapoznał z jakimś regulaminem. Tak więc wszystko robimy tak jak my uważamy. A potem efekty są jakie są. Jak byśmy się czuli? Na pewno nie za dobrze, bylibyśmy zagubieni. Co gorsza, gdyby jeszcze ktoś nas skrzyczał za coś, czego nie byliśmy świadomi. W prosty sposób można przełożyć to na psie życie w naszym świecie.

5. Wszelkiego rodzaju sztuczki mogą pomóc nam w nudzie.
Dość często, szczególnie w takie dni jak obecnie (mamy śnieg za oknem, łolaboga) dla zabicia czasu ćwiczę z psami, po prostu, przypominamy sobie to, co już umiemy, szlifujemy nowe rzeczy. Dobrze się razem bawimy!


6. Mieszkając z dwoma psami w domu nie wyobrażam sobie sytuacji, w której nie mogłabym zjeść, bo pies mi wpycha jęzor do talerza. Zawsze gdy przychodzą dziewczyny, mówię im, by zachowywały się całkowicie normalnie, bo pies nie wezmie, o ile go nie będą drażnić. Czy tak zawsze jest? Przeważnie Sis po prostu siedzi i się patrzy, ostatnio zżarła szynkę z mojej kanapki. Obie z przyjaciółką byłyśmy w lekkim szoku. No ale cóż, zdarza się, pies nie robot. A ja też nie powinnam podstawiać mu talerza centralnie pod nos. Dzisiaj za to Sis chwyciła parę klusek z mojego talerza, który zostawiłam na łóżku i po prostu o nim zapomniałam. Karen kiedyś dosłownie nie pozwalała przy sobie jeść, teraz większego problemu nie ma, uspokoi się i wszystko przebiega okej. Bardzo pomogła nam nauka samokontroli.


7. Ogólnie praca z psem BARDZO kształtuje nasz charakter. Uczy nas panować nad swoimi emocjami, uczy nas cierpliwości, pokazuje nam przede wszystkim to, że to my mamy wady, które w miare możliwości możemy wyeliminować.

8. Dzięki wspólnemu zaangażowaniu pies faktycznie staję się naszym przyjacielem, częścią nas.


9. Dzięki współpracy z psami, poznałam wiele, wiele nowych znajomych, osób z taką samą pasją jak moja. Fajnie jest czasem usiąść sobie przed komputerem i powymieniać doświadczenia, porozmawiać o głupotach czy też powysyłać sobie zdjęcia swoich pupili.


Myślę, że są to te najważniejsze powody. Żeby nie było - to nie jest tak, że ja przez 24 godziny na dobę siedzę i uczę te moje psy. Nie, wręcz przeciwnie. To są naprawdę krótkie odcinki czasu. Dużo się z psami bawię, ale to można robić nawet podczas spotkania ze znajomymi, przynajmniej w moim przypadku jest to realnie - rozmawiamy sobie, ja siedze na podłodze i się np szarpię z psem. Dla chcącego nic trudnego. Moje psiaki mają sporo czasu dla siebie, Karen jest ciągle szczeniakiem i tym szczeniakiem nie zabraniam jej być. Dodam także, że na tym etapie więcej robię z Karen, dlaczego? Młoda jest nadal szczeniakiem, pewne rzeczy mamy do dopracowania, pewne rzeczy nam nie idą, inne wychodzą świetnie. Poza tym mam plany dotyczące sportów z pudlakiem.
A poniżej zdjęcie, które pokazuje jak ciężkie jest życie psa, od którego się coś wymaga. : )


Pozdrawiam, Zaso.







piątek, 30 października 2015

Zooplus na PLUS! Zakupy!

Sklep zooplus większość psiarzy zna.
Moim zdaniem jeden z internetowych zoologów na prawdę warty uwagi. Zamawiałam na nim nie pierwszy i nie ostatni raz. Nie zawiodłam się jeszcze nigdy. 
Asortyment jest szeroki. Spotkamy zarówno dobre karmy, wysokiej jakości jak i przysmaki z 100% mięsa, naturalne gryzaki dla psów, smycze, szelki i zabawki. Może ta ostatnia kategoria powinna być nieco bogatsza, jednak przy takim wyborze wszelakich rzeczy, nie powinno się narzekać.
Sama strona sklepu jest czytelna, wyrazna. Dla mnie to duży plus, biorąc pod uwagę, że lubię, gdy wszystko jest łatwo dostrzegalne i proste do znalezienia.
Przesyłka doszła do mnie w ciągu 2 dni od złożenia zamówienia. Jest to bardzo dobry czas. Często sklepy się nie spieszą z wysyłaniem paczek, a tutaj zaskoczenie!
Ceny produktów również są zadowalające, często niższe niż w innych sklepach.
Sumując to wszystko ---> BARDZO POLECAMY!

A teraz ZAKUPY!
Większość osób, które bardziej interesują się psami, mają bzika na punkcie zakupów, zdrowego żywienia swoich psów (nie, swojego niekoniecznie, czego jestem dość dobrym przykładem). Do takich zakupoholiczek zaliczam się również ja, a z racji tego, że pokończyły się smaczki dla Sisi i Karen, postanowiłam uzupełnić nasze zapasy.
                                               
                                                                            wszystkie rzeczy razem :) 

Rocco penisy wołowe
Dobo skóra łososia
Dibo podgardla wieprzowe
Dibo szyje indycze
Rocco żwacze wołowe
Wiadomo, psy mają potrzebę żucia. A czym bardziej śmierdzące, tym lepiej. 

8in1 Fillets pro skin & coat
Dokas paski wilgotne do żucia, trzy smaki - królik, jagnię i kaczka
Meradog próbka karmy (chyba wykorzystamy jako smaczki)
Dokas pierś kurczaka z rybą
Nutrivet Instinct Dog Treat Regional Beef
Greenwoods próbka karmy (za zebrane punkty, zobaczymy jeszcze, co z nią zrobimy)
Tutaj mamy tak na prawdę wszystko, i próbki karm i suszone mięsko. Prawdopodobnie mięsko wykorzystamy jako krótki przysmak do kennelki, do samokontroli i na treningach : )

Ukochane smaczki z Lets bite, kaczka, sandwiche (tak, już otwarte, Sisi trochę dostała, przepyszne jej zdaniem. Swoją drogą, dziewczyny dwunożne też chciały spróbować, jednak chyba się trochę krępowały mojej obecności. Pozdrawiam serdecznie!) i z kurczaka krążki (kupione z myślą o Karen)
Rocco Cubes (wizualnie bardzo ładne, jednak jeszcze nigdy ich nie mieliśmy, może pojawi się ich recenzja)
Forza10 Stuzzinichini Snack (czyli rybka, zobaczymy czy pannicom posmakuje)
Trixie kosteczki z białej ryby 
Vitakraft paseczki jagnięce
Rinti extra chicko mini
Wszystkie wyżej wymienione smaczki wykorzystamy na treningach :)

A tutaj piłeczka Sprong!.Posiada mocną piszczałkę, więc mam nadzieję, że Karen się spodoba. Sisi raczej do piłeczek się nie przekona. : )


Pozdrawiam, Zaso : )
                                                  

czwartek, 22 października 2015

Dramatyczny wpis

Parę dni wstecz moja Sisi zaginęła. Trzy psiaki biegały sobie po podwórku, normalnie, pod stałą kontrolą. To była chwila, moment, w której tata wszedł do domu. Wraca na podwórko - nie ma Sis i Psiny, została tylko Karen. rozpłynęły się, po prostu. Wszystko zamknięte, musiały znalezc inne wyjście, ale pytanie - jakie? Oczywiście psów zaczęliśmy szukać, Psina szybko się znalazła, Sisi niestety nie. Mija czas, a jej nadal nie ma. Zamieszkam ogłoszenie na facebooku, chwile przed tym dostaję wiadomość od znajomej, że kręciła się po jednej z ulic w naszym mieście. W między czasie dostaję także inne informacje, wsparcie, na połowę z tego niestety nie odpisałam, gdyż szok mi na to nie pozwalał. Oczywiście oberwało się za nic mojej przyjaciółce (i w sumie nie tylko jej), bo jakby inaczej. W końcu Sisi się odnalazła. 
Zastanawiacie się pewnie jak to się stało, że psy wyszły. No cóż, pewna osoba je po prostu wypuściła. W tym momencie odpuszczę sobie wszelkie niecenzuralne epitety jakie cisną mi się na paluchy i przejdę do innej części. Więc jeśli chodzi o zaginięcie Sisi nie była to nasza wina, a po prostu osoby z boku, przykre jeszcze bardziej.
A ja analizując całe wydarzenie, gdy już ochłonęłam, zdałam sobie sprawę, że mogło stać się WSZYSTKO. Mogłam stracić psa, członka mojej rodziny, fragment mojego życia i cząstkę mnie! 
Patrząc na to z boku dziękuję w myślach, ze Sisi w dniu zaginięcia była nieumyta, rozczochrana, to mogło powstrzymać niektóre osoby przed wzięciem jej! 
Wczoraj myjąc malutką (wróciła jeszcze bardziej brudna niż była), dziękowałam po raz kolejny, że może być przy mnie, że będę się mogła znów do niej przytulić, choć na chwilkę dzięki niej i Karen uciec od rzeczy, które mnie martwią, zastanawiają.
Przytulając moje psy, ćwicząc z nimi, a nawet denerwując się na nie, gdy te nie pozwalają mi spać, i wpatrują się tym przeszywającym wzrokiem, uświadamiam sobie, że moje życie bez nich nie ma sensu.

Pozdrawiam, Zaso :)

środa, 23 września 2015

Refleksyjnie...

Za dwa dni Karen skończy 3 miesiące. Ostatnie wydarzenia oraz ten fakt skłoniły mnie do pewnych przemyśleń... Wracam myślami do tego, jak wiele nauczyła mnie Sisi, że to dzięki niej mogę teraz w taki sposób kształtować Karen. Przypominam sobie, jaki bój toczyłam, by wyprowadzić Sisi na prostą. Zaczynając od samiutkiego początku - przez moje problemy zdrowotne i niewiedzę (przede wszystkim niewiedzę, bo z tym pierwszym, to dla chcącego nic trudnego!) Sisi miała zwalony proces socjalizacji. Gdy już zdecydowałam, że czas wziąć się w garśc i zacząć porządnie szlifować więz z psem, problemy namnożyły się do ilości całkiem sporej. Spacery - pies ciągnie jak opętany, chowa się przy najmniejszym dzwięku, boi innych psów, nie wie jak się zachować, chodzi zygzakiem. Przyznaję, że gdybym wcześniej rozpoczęła pracę z Sisi problemów na taką skalę by nie było. Wszystko moja wina, tak. To nie pies jest głupi, tylko człowiek, który myśli, że pies ułoży się sam. Czy tak myślałam? W sumie sama nie wiem, myślę, że to była bardziej kwestia mojego braku cierpliwości i chęć, by wszystko zostało mi położone na tacy. Przyznaję, były ciężkie chwile, ciężkie, to nawet za mało powiedziane...wątpiłam, że się uda, że kiedykolwiek będę mogła wyjść z nią normalnie na spacer, że obejdzie się bez behawiorysty. Ja sama też miałam problem nad panowaniem ze sobą, nad emocjami, nad tym, by się na psa po prostu nie złościć... I tutaj stop - lekarstwem dla mnie okazali się znajomi! Z tego miejsca wielkie uściski dla Natalki, dzięki której odważyłam się wyjśc z Sisi gdzies poza żwirówkę. I nie było zle, Natalka trzymała mnie w ryzach, nie wiem, czy robiła to świadomie, czy po prostu swoją osobą tak na mnie działała. A potem bez obaw wychodziłam też z innymi ludzmi, oczywiście idealnie nie było i nad tym też będziemy pracować, gdy tylko rzucę kulę. Nadal Sisi w pewnych momentach nie idzie ładnie, nadal się czasem czegoś wystraszy przesadnie. Ale jest nieporównywalnie lepiej niż było! Prócz tego uczymy się (w dalszym ciągu) z Sisi przeróżniejszych sztuczek. Pies bez problemu robi je nawet w rozproszeniach (typu nad zalewem, gdzie ludzi jest sporo). Wszystko to pokazało mi jak nawiązać więz z psem (oczywiście to też jest troche indywidualne), jak panować nad emocjami, naucyzło cierpliwości. Nie mniej jednak są to rzeczy, nad którymi CZŁOWIEK musi pracować cały czas, to ciągła walka samego ze sobą, ciągłe panowanie nad sobą, analizowanie sytuacji, tu nie ma miejsca na błędy, po prostu nie ma. 
Sisi zawsze była, jest i będzie psem, który nauczył mnie najwięcej.To nie dzięki książkom, nie dzięki wszelakim artykułom wiem jak pracować z Karen, to dzięki Sisi. Na podstawie tego, jak ćwiczyliśmy z Sis, dobieram to, co sprawdzi się u Karen (uwzględniając cechy indywidualne). 
Oba psy kocham, to oczywiste, jednak jest to inna miłość. Mimo tego, że spodziewałam się, że nie pokocham Karen tak samo, to nie bałam się jej wziąć. Dlaczego? Dlatego, że wiedziałam, że dam radę, jeśli nie sama, to z czyjąś pomocą, że będzie dla mnie ważna. I tak jest, w chwili obecnej nie wyobrażam sobie życia bez Sisi i Karen. Obie mają swoje szczególne miejsce w sercu. 


Pozdrawiam, Zaso! 



wtorek, 15 września 2015

Lukullus - karma

Do napisania tego postu zbierałam się od dłuższego czasu, miało być cudownie, ze zdjęciami Sisi jako smakosza, niestety telefon padł. Z racji tego zródłem zdjęć będzie INTERNET.
SKŁAD KARMY
Miałyśmy dwie wersje tej karmy - kaczka piżmowa i jagnięcina oraz wołowina i pstrąg.
Składy przedstawiają się następująco:
sproszkowana wołowina (28 %), ryż pełnoziarnisty, sproszkowany pstrąg (6 %), tłoczony na zimno olej rzepakowy, algi morskie, lucerna, buraki, kiełki ryżu, zioła, gruszki, jabłka, masa żółtkowa, kminek, olej lniany, chleb świętojański, tlenek glinu, ziemia okrzemkowa, yucca schidigera, borówki, elementy śladowe, witaminy

21 % suszona i zmielona kaczka piżmowa, 12 % suszone płatki ziemniaków, 12 % suszone płatki batatów 10 % suszona i zmielona jagnięcina (Nowa Zelandia), nasiona ryżu, tłuszcz drobiowy, 5,5 % olej łososia, suszone algi morskie, żelatyna, suszona lucerna, pulpa buraczana, 3,5 % suszone zioła, 2 % suszone gruszki, 2 % suszone jabłka, suszone żółtko, kminek, 1,5 % olej lniany, suszony i mielony chleb świętojański, tlenek glinu, ziemia okrzemkowa, suszona i mielona Yucca schidigera, 0,3 % suszone jagody. 

Jak na moje, mogłoby być więcej mięsa, pies to w końcu mięsożerca. Jednak karma nie zawiera zbóż typu pszenica, kukurydza, chociaż ma ryż, bezglutenowe zboże. Ogólnie nie mam większych zastrzeżeń - i tak kalkulując to wszystko wychodzi na plus.

Ocena: 7/10




CENA

Stosunek ceny co do jakości jest moim zdaniem bardzo korzystny! Już za 27 zł kupimy 1,5 kg, co przy psie wielkości Sisi (4 kg) starcza na miesiąc! Dawkowanie również przedstawia się dobrze, dawałam o około 20 gramów mniej niż standardowej innej suchej karmy. Karmę możemy zakupić na zooplusie (tak jak w naszym przypadku) -> http://www.zooplus.pl/shop/psy/karma_dla_psa_sucha/lukullus_karma/lukullus/158184 
http://www.zooplus.pl/shop/psy/karma_dla_psa_sucha/lukullus_karma/lukullus/444434

OCENA: 10/10


SMAKOWITOŚĆ I WIELKOŚĆ GRANULEK 

Sisi jakoś przemęczyła te 3 kg, aczkolwiek nie kochała tej karmy. Nie jest ona psem, który zje wszystko, więc się nie zdziwiłam. Jednak nie urządzała mi głodówek. Karma ma dziwną konsystencję, taką niestandardową, zapewne dlatego, że jest tłoczona na zimno. Lukullus z racji ogromnych granulek NIE nadaje się dla psów, które nie przepadają za długim gryzieniem karmy. Niemniej jednak nie jest ona twarda, ma bardziej konsystencję pół miękką. Sisi przeważnie wynosiła po granulce na dywan i tam spożywała. 

OCENA : 5/10




REAKCJA PSA

Bez rewolucji, bez rozwolnień, bez wymiotów, żadnej zmiany w zachowaniu, żadnych negatywnych skutków. Pies zachowywał się jak na Purizonie i innych równie dobrych karmach. Jednak mam tutaj pewne ale, które w sumie tyczy się granulek - czasem przyklejały się do podniebienia psa i wtedy pomoc człowieka była niezbędna. Sis się nie dławiła, ale sama nie mogła sobie poradzić z usunięciem karmy. 

OCENA: 7/10 


Mimo braku większych zarzutów raczej nie zdecydujemy się więcej na ta karmę, grzebanie psu w pysku nie jest szalenie przyjemne. Karma moim zdaniem może lepiej się sprawdzić u większych psów!!


POZDRAWIAM, ZASO. 


czwartek, 27 sierpnia 2015

KAREN (:

Dawno nas tutaj nie było. Wszystko to jest spowodowane pojawieniem się... Karen! 
A kim jest Karen? 
Zdecydowanie szczeniakiem, który podjarany jest dosłownie wszystkim, ot takie cudo z niej. A tak serio - pudel duży z hodowli "ze Sfory Chirona" (:

Póki co jesteśmy na etapie poznawania siebie, wzajemnego zrozumienia, zaprzyjazniania z Sisi. Nie zapominamy jednak o podstawowych komendach - malutka umie już "siad" i "leżeć" (swoją drogą nagrałam wczoraj filmik z Karen na snapa, nie odbyło się bez entuzjastycznych okrzyków godnych kogoś, kto wygrał w totka. Dzisiaj zaś dostałam bardzo podobne nagranie dzwiękowe od kolegi. :D )
Z racji tego, że z Karen chcę robić coś więcej, na blogu będą pojawiać się wpisy dotyczące naszych postępów - zarówno sztuczkowych, jak i socjalizacyjnych, jak i w pózniejszym czasie (mam nadzieje) te dotyczące zawodów. 

A teraz parę rzeczy, odpowiedzi na pytań, które mogą Was zaciekawić.
Kiedy pojawiła się myśl o drugim psie?
Myśl o drugim psie, sama w sobie zrodziła się dośc dawno temu - plus minus będzie to rok.
Czemu akurat pudel duży?
Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że moim drugim psem będzie pudel. Najpierw miał to być maltańczyk, koniecznie, koniecznie. Potem zaś stwierdziłam, że może by spróbować pracy z inną rasą? I tak w mojej głowie powstała nowa ideologia - duży, delikatny, uwielbiający pracę z człowiekiem. Zaczęłam przeglądać różne strony internetowe, na których w sumie nie dowiedziałam się zbyt wiele przydatnych rzeczy. Tak więc nawiązałam kontakt z innymi hodowcami (swoją drogą dość mało jest hodowli pudli w Pl), z osobami, które mają takie psy w domu. Po przeanalizowaniu wszystkiego doszłam do wniosku, że to MUSI być ta rasa.

Jakie macie plany?
Osobiście bardzo bym chciała iść w obedience, potem w agility, ale to wszystko zweryfikuje czas. (:

Jak mała dogaduje się z Sisi?
Bawią się, szaleją, czasem są spięcia, jak to bywa, jednakże nie jest fatalnie! Malutka jest u nas od soboty, więc i moje "dziewczyny" są na etapie dogadywania się ze sobą i zawierania więzi. (:  (niestety jakośc zdjęcia fatalna)


Dodaję także zdjęcie Sisi po fryzjerze. 

POZDRAWIAM, Zaso :) 

piątek, 14 sierpnia 2015

NIE KUPUJ - ADOPTUJ!

Dziś będzie o dość popularnej akcji pt.:" NIE KUPUJ ADOPTUJ". Jaki jest jej sens tak naprawdę? Czy ludzie nie wzięli jej zbyt do siebie? 

Adopcja jest sprawą świetną. Przygarniając psa oferujemy mu dom, być może ratujemy życie, wyciągamy go ze świata "zza krat", a jednocześnie zyskujemy przyjaciela. Same superlatywy. Istnieje też druga strona medalu (jak i wszędzie). Pies ze schroniska może mieć problemy behawioralne, nad którymi trzeba będzie pracować, a aby psa wyprowadzić z takich problemów, trzeba mieć doświadczenie, trzeba mieć wiedzę, a przede wszystkim pokłady cierpliwości i podejście do psa. W dt/fundacji pewne informacje uzyskamy i będziemy lepiej wiedzieć, na co mamy się przygotować. Należy tutaj pamiętać, że biorąc psa z hodowli (mówię o takich "prawdziwych" hodowlach), nie ma gwarancji, że pies jakiś problemów mieć nie będzie. Jednakże w tym wypadku, prowadzimy psa od małego, dostajemy psa z jakoby czystą kartą, bez traumatycznych przejść. Jeśli jednak ktoś jest pewien, że w razie "w" da radę zapanować nad psem (a przypominam, że biorąc psa z hodowli również TRZEBA mieć wiedzę i TRZEBA wyłożyć coś od siebie. Z tym, że problemy mogą być nieporównywalnie mniejsze), da radę zapewnić mu dobre warunki bytowe (co jest istotne, bardzo!), nie ma określonych wymagań co do cech psa, to zachęcam do adopcji! 
Jednak nie zapominajmy, że są ludzie, którzy wymagają danych cech, chcą wiedzieć, czego mogą się spodziewać, chcą się przygotować specjalnie pod kątem danej rasy, mają jakieś plany, mają uzasadnienie, dlaczego akurat ta, a nie inna rasa. I super - niech spełnią swoje marzenie (byleby nie była to zachcianka!). Nie rozumiem także namawiania do adopcji na każdym kroku, nawet gdy ktoś chce kupić psa z hodowli z ZKwP. Ostatnio nawet usłyszałam bardzo ciekawe zdanie na mój temat "A Ty to nie powinnaś się wypowiadać na temat adopcji, bo kupujesz psa z hodowli, i to jeszcze za duże pieniądze". Nie sądzicie, że jest to popadanie ze skrajności w skrajność? Nie każdy chce psa adoptowanego, nie każdy czuje się gotowy na taki krok. Nachalnym narzucaniem swojego zdania jedyne co da się osiągnąć, to efekt odwrotny od zamierzonego.

A w całej akcji "NIE KUPUJ - ADOPTUJ", chodzi przede wszystkim o to, by w sposób zdrowy promować adopcję i zniechęcać do zakupu psów z PSEUDO- hodowli. Cały szyld akcji jest ciut dwojaki, stąd zapewne wszechobecne wyskakiwanie z tymi słowami. Swoją drogą, szkoda, że nie jest to dokładniej sprecyzowane. 

Dodam także, że niezależnie od tego, czy psa się kupi z HODOWLI, czy adoptuje, trzeba pamiętać, że jest to ŻYWA istota, która czuje, reaguje na bodzce, jest wrażliwa, potrzebuje ciepła, miłości, pełnej miski, czasem wizyt u weterynarza, szkolenia, poświęcenia czasu. Jesteśmy odpowiedzialni za to, co oswoiliśmy. Życie z psem jest cudowne, ale i chwilami trudne (nie ma co się oszukiwać), przy każdej porażce nie mamy sił, by iść dalej, a tutaj nie ma stop - pies na nas czeka, wymachując swym ogonem. Trzeba być świadomym, czego się podejmuje. I nie decydować się "na szybko" - pies to nie mikrofalówka. Apeluję, by przeanalizować wszystko nim się zdecyduje na psa, czy to z hodowli, czy adoptowanego! Oczywiście nigdy nie będziemy przygotowani w 100% procentach na każdą ewentualność! Życie potrafi zaskakiwać, pies również. (:
Tym oto akcentem kończę ten wpis i zostawię Wam do przemyślenia tą akcję - co sądzicie? Macie podobne zdanie do mojego, czy może zupełnie inne?

A tutaj zdjęcie moje i Sisi (zobaczycie jak wyglądam, hehe), myślę, że dość fajnie widać na nim naszą relację. Właśnie - wygląda fajnie, ale nikt tak naprawdę prócz mnie nie wie, ile czasu, wysiłku kosztowało mnie zbudowanie takich stosunków z psem! Było ciężko, ale o tym innym razem, i o moich błędach wychowawczych również. Zdjęcie jak widać, jest jeszcze z czasów zimniejszych ubrań. 


POZDRAWIAM, ZASO

sobota, 8 sierpnia 2015

PSUDO-HODOWLE

        A pfeee! 

Temat jest bardzo trudny, rozbudowany. Na wstępie zaznaczam, że będzie długo i dość ostro.
Jakie jest moje zdanie na temat pseudo-hodowli? 
Oczywiście nie popieram. Jednak problem tkwi w tym, iż wiele osób tak naprawdę nie zdaje sobie sprawę z czym ma do czynienia, jacy ludzie stoją za cierpieniem zwierząt. Po ustawie, która weszła w 2012 roku zrobił się niezły zamęt jeśli chodzi o sprzedaż zwierząt. Ustawa głosi, że tylko psy z rodowodem mogą być sprzedane. Po pierwsze - nie sprecyzowali czym jest rodowód i jakie związki mogą go wydawać. Za sprawą tego powstało xx stowarzyszeń, które mnożą psy w typie danej rasy. No bo kurde, papier jest?! Ano jest! A to, że ten jednopokoleniowy rodowód (który tak naprawdę nie gwarantuje nam NICZEGO) możemy użyć co najwyżej do podtarcia doopci, to już nieistotne dla prawa. Papier wydawany przez takie stowarzyszenia NIE ma wartości rodowodu (a w założeniu miał nim być). Już w tym momencie pojawiają nam się schody. Dodatkowo, Polak jest Polak, znajdzie tysiąc pięćset sposobów, by prawo obejść. Nie raz spotkałam się z ogłoszeniami typu "smycz + pies gratis"! A co jeśli już mam smycz? Trochę żartem niby z tą smyczą, jednak dla mnie jest to karygodne! Pies jest żywą istotą, która czuje, kocha, potrzebuje opieki i godnych warunków. Nie jest rzeczą, by dawać w "gratisie".


Teraz pora na parę kontr-ataków co do opinii zasłyszanych na różnych grupach przez różnych ludzi...

"Ja nie chcę psa z rodowodem, chcę psa do kochania"
A to psa z rodowodem się nie kocha? Przecież to absurdalne. Psa kocha się cały czas tak samo, nieważne, czy jest z rodowodem, czy też ze schroniska. Jeśli ktoś potrafi kochać i tą miłość, którą psy nam przekazują dostrzec, to gwarantuję, że każdego swojego psa bez najmniejszego problemu pokocha.

"JA CHCĘ PSA RASOWEGO, ALE BEZ PAPIERKA!"

Nie ma czegoś takiego. Pies bez udokumentowanego pochodzenia choćby miał xx cech danej rasy, nadal jest tylko i włącznie psem w TYPIE. A za psa w typie się nie płaci, takie zwierzę przygarnia się ze schroniska,z DT, z fundacji. Kurde, ludzie większą wagę przykładają do kupna telewizora, niż istoty, która będzie z nami przez następne lata. Kupując rzecz wymagamy jakiejś gwarancji, umowy kupna-sprzedaży i innych takich. A kupując psa, który jest ŻYWY nie wymagamy potwierdzenia jego rasowości? No chyba nie tędy droga!


"PO CO MI RODOWÓD, SKORO NIE BĘDĘ PSA WYSTAWIAĆ?"

Po uno - ZKwP wydaje metryczkę na początek, która jest podstawą do wyrobienia rodowodu (wiarygodnego rodowodu). Po drugie - rodowód ma nam potwierdzać rasowość psa, papier nie zmusza nas do wystaw. Kto chce - wystawia, kto nie chce- nie wystawia. Dodam także, że czasem w hodowlach zdarzają się tzn. PET-y, które mają jakąś wadę, która ich z tych wystaw dyskwalifikuje - typu krzywy zgryz czy załamanie ogonka. Takie psy sprzedawane są taniej. 

"NIE STAĆ MNIE NA KUPNO PSA Z RODOWODEM"

To chyba najczęściej słyszana przeze mnie wymówka... Nie stać Cię na kupno psa z rodowodem? A będzie Cię stać na leczenie jakiejś parwo wywleczonej z pseudo? A co jeśli pies zachoruje, bo choćby się otruje? Mamy do czynienia z żywą istotą, która w każdej chwili może zachorować - a to wypadająca rzepka, a to zatrucie, a to coś innego. Przypominam także, że dobra karma także kosztuje, to nie są małe pieniądze. Jeśli ktoś na chwile obecną nie ma całej sumy, której potrzebuje, by kupić psa z rodowodem, a jednocześnie jakieś fundusze na ewentualne leczenie, wyprawki itd., ma odłożone, to w niektórych hodowlach istnieje możliwość wzięcia psa na raty. Ewentualnie możemy poszukać, czy jakaś hodowla nie ma PETa.


LITOŚCI
Idąc w temat dalej, często słyszę też o braniu psów z pseudo z litości. Ludzie litują się nad słodkim szczeniaczkiem płacąc za niego 700 złotych. A nad matką tych szczeniąt, która rodzi co cieczkę się już nie litują? Nie zdają sobie sprawy z tego, że JEST POPYT, JEST PODAŻ?! Przez takich ludzi takie "hodofffle" nadal funkcjonują w ilości wręcz masowej. I stawiamy tutaj na szalę cierpienie nie jednego psa, a ilości ogromnej. Jeśli masz serce, to nie wspieraj pseudo, wtedy rzeczywiście pomożesz, idz do schroniska, zaadoptuj psa, jeśli tak bardzo chcesz się litować.

A JA POKRYŁEM, BO SUNIA TO MUSI MIEĆ PRZYNAJMNIEJ RAZ W ŻYCIU MŁODE

Najgorszy i nadal funkcjonujący mit. Kurde, ludzie, zastanówcie się. Ciąża i poród osłabiają organizm, nie dają jakiejś hiper-ekstra odporności (jak to słyszałam). Niby dlaczego często po porodzie suczką wypada sierść i robią się dosłownie łyse placki? A co się stanie, gdy sunia nie będzie mieć szczeniąt? Ano nic. Dla niej większą frajdą jest spacer i bieganie za patykiem, niż szczeniaki. Tym bardziej, jeśli właściciel psa nie wie co jest pięć. Suka w czasie ciąży, nie oszukujmy się, wymaga trochę innej opieki - od suplementów, po inną karmę kończąc na wizytach u weta, by sprawdzać czy wszystko jest okej. Nie zapominajmy także, że w czasie porodu sucz może nam zejść (to się zdarza, niestety, szczególnie, gdy nad ciąża nie czuwa doświadczony hodowca + weterynarz ; kiedyś od znajomej Pani kynolog usłyszałam "jeśli kiedyś będziesz mieć hodowle, to pamiętaj, nigdy nie pokrywaj swojej ulubionej suki"), szczeniaki mogą umrzeć, mogą nastąpić powikłania. Nawet jeśli wszystko pójdzie okej - to co ze szczeniakami? Ano sprzedam, nie ważne komu i gdzie i co z nimi zrobi dalej... Ludzie nie zdają sobie sprawę jaką odpowiedzialnością jest odchowanie szczeniaków, szczepienia, czuwania w nocy, pilnowanie gdy sucz karmi, a nie daj Boże jeszcze jakieś szczenie nie będzie chciało ssać od matki! Dochodzą do tego wszystkiego jeszcze względy socjalizacyjne - kontakt z człowiekiem, z innymi psami,  różne bodzce ze środowiska zewnętrznego itd. Dodatkowo w hodowli nie ma czegoś takiego jak przypadkowy miot, każdy miot powinien być przemyślany, geny dobrane, bez inbredu, potrzebne jest krytyczne spojrzenie na swojego psa i stwierdzenie co chcielibyśmy poprawić. Czy przeciętny Kowalski (nie obrażając nikogo o takim nazwisku (: ) zrobi choć połowę z tych rzeczy? Ano w życiu!



INBRED - CICHY ZABÓJCA.

Czym jest inbred? Chów wsobny, kojarzenie osobników spokrewnionych blisko ze sobą. O ile w hodowlach taki inbred da się wyłapać na podstawie rodowodu (bo jakby nie było w hodowlach z ZKwP on również występuje, a że się o nim nie mówi, to już inna sprawa. Ostatnio nawet hodowczyni pudli <pozdrawiam!> wspominała nam, jak bardzo pudle są zinbreedowane. Czasem chów wsobny ma dobre strony, czasem. Chociaż moim zdaniem trzeba mieć ogromną odwagę, by cudować w ten sposób z genami. Krótko mówiąc - nie wiem jak ogromną wiedzę hodowca musi mieć, by przy chowie wsobnym nie osiągnąć skutku odwrotnego od zamierzonego.) W pseudo-hodowlach inbred jest na porządku dziennym. Kryje się matkę synem itd. To wymyka się spod kontroli już całkowicie. Pies, który jest wynikiem chowu wsobnego często ma potworne obciążenia genetyczne, które uniemożliwiają mu życie... Co jest przykre (i ciekawe moim zdaniem, ale bardziej przykre) - wady genetyczne wynikające z inbredu niekoniecznie pojawiają się od razu po urodzeniu. "Rodoffód" wydawany przez stowarzyszenia nic nie mówi nam o tym, czy ten chów wsobny był, czy też nie.

ZKwP

Moim zdaniem jest to najwiarygodniejszy związek. Ma jakieś swoje zasady, wystawy, przeglądy miotu, rodowody (które gwarantują rasowość).  Nie zapominajmy jednak, że związek tworzą LUDZIE. A ludzie są różni. Jestem zdania, że każdą hodowle trzeba sprawdzać, jeśli coś nam nie odpowiada, to pytać otwarcie, nie bać się hodowcy (choć ja, rozgadana osoba, na ostatniej wizycie w hodowli w sumie zaniemówiłam. Szczeniaki odjęły mi mowę, zakochałam się! I nadal wspominam Jaszkę! IDEAŁ! Ale o wizycie w hodowli też będzie post). Jednakże znacznie większe prawdopodobieństwo na trafienie na pseudo jest w jakimś Kennel Clubie (z całym szacunkiem - nie polecam ) niż w ZKwP.

STOWARZYSZENIA POWSTAŁE PO 2012 ROKU

Nie ufam. Po prostu. Obecnie moim zdaniem NIE ma sensu rozglądać się po takich stowarzyszeniach. Co oczywiście nie zmienia faktu, że kiedyś (za parenaście lat, może już nie za mojego życia) może się to zmienić. Brak wystaw (nie licząc tego pikniku w KC...), brak jakiejś kwalifikacji psów do rozrodu, pokrywanie co cieczkę i w najgorszym wypadku kosmiczna ilość zwierząt poupychanych w klatkach, które dostają jakąś breję spleśniałą do jedzenia, suki kryte do granic możliwości, wszechobecny inbred. Aaa i dodam jeszcze, że dosłownie HITEM dla mnie było to, jak się dowiedziałam, że takie stowarzyszenia jeśli już wydają jakiś czteropokoleniowy rowodów, to wpisują w niego nieżyjące psy z ZKwP, które pod żadnym pozorem udziału w tym nie brały.Ale nie zawsze tak jest. Czasem zdarza się, że psy mają naprawdę dobre warunki bytowe. Pytanie tylko, czy ktoś pokrywa psy (nie znając ich genów!!) z miłości? Moim zdaniem nie, nie ma czegoś takiego jak pokrywanie psów z nieudokumentowanym pochodzeniem z miłości. Ja osobiście na to nie pójdę. Dążąc dalej w temat - często zdarza się, że psy z typowych pseudo (smród, brud i ubóstwo) są po prostu chore. Nie mówię, że pies z ZKwP na 100% nie ma wady genetycznej, bo NIKT nie da nam gwarancji na żywe zwierzę. Jednak szansa na kupno chorego psa z pseudo jest no..spora. Mało tego, tam podrabianie pieczątek w książeczkach, braki szczepieniń, odrobaczeń jesr wręcz na porządku dziennym. Moja znajoma (znajoma-nieznajoma) kupiła nieświadomie psa z pseudo. Okazało się, że psiak w typie maltańczyka miał 4 tygodnie (łolaboga, przecież to maleństwo), na dodatek był potwornie zarobaczony. Weterynarz, walka, wzloty i upadki - przegrali. Przeżyli dramat, tragedie... Czy my chcemy to przechodzić? Chcemy patrzeć jak nasze zwierzę umiera?! Nie. Mało tego w pseudo-hodowlach maltańczyków często CAŁE MIOTY są sprowadzane ze Słowacji! To się w głowie nie mieści.


A CO Z INNYMI ZWIĄZKAMI, KTÓRE POWSTAŁY PRZED USTAWĄ 2012 (FATALNĄ SWOJĄ DROGĄ)?

Ja osobiście nie mam na ich temat zdania. Moim zdaniem ZKwP najbardziej zasługuje na jakieś zaufanie, aczkolwiek nie przekreślam tym samym innych tych stowarzyszeń. Mało się w sumie o nich mówi. Nie chciałabym nikogo skrzywdzić, tak więc wspomnę tylko - by sprawdzać hodowlę, nie dać się złapać na niewiarygodne rodowody (typu dwa pokolenia tylko, a reszta nieznana) i ogólnie wybierać z głową. Mowa tutaj o następujących związkach: ZHPR (Związek Hodowców Psów Rasowych), PFK (Polska Federacja Kynologiczna), PKPR (Polski Klub Psa Rasowego). Ocenę tych stowarzyszeń pozostawiam Wam (:

Na koniec dodam także, że kupując psa z niewiarygodnego zródła nie mamy pewności co z niego wyrośnie, czy nie 8 kilowy york, czy coś w tym styli (przy okazji nie ma yorków miniaturek...). PIES RASOWY - PIES RODOWODOWY! Już nie wspominając jak niebezpieczne może być kupowanie psów raz, które wymagają doświadczonych osób w jakiś pseudo-związkach, w których psy nie mają wykonanych badań i często mają zjechaną psychikę. A to jeszcze w połączeniu z jakąś osobą, która miała kaprys, by kupić sobie załóżmy Tosę inu może okazać się fatalne w skutkach. 

Ostatnio także doznałam szoku... Jakaś babeczka sprzedawała psy w typie husky (choć kiepsko przypominały), na zdjęciach widać było kategoryczne warunki,a  mimo to ludzie rzucili się jak na mięso... Przemyślenia pozostawiam Wam! 


Mam nadzieję, że choć część osób wezmie sobie to do serca! To bardzo, bardzo ważny temat! 

Pozdrawiam, Zaso (:



Psiara na widelcu

NO TO ŁAPA! 

Witam! Blog jest efektem zainteresowań pomieszanych z odrobiną nudy. Pomysł, by pisać zrodziła moja mama, która przystaje, że jest to dość dobrym pomysłem biorąc pod uwagę wykłady, jakie potrafię strzelać niektórym ludziom. 

Tematami bloga będą głownie psie tematy, od A do Z, zarówno o pseudo-hodowlach, które wzbudzają sporo kontrowersji jak i o przyjemniejszych rzeczach typu "jak przygotować się na przyjęcie szczeniaczka". (: 

Teraz może coś o moich psiakach... Obecnie jestem szczęśliwą "mamuśką" cudownego psiaka w typie maltańczyka (czemu w typie? o tym też będzie notka!). Moje dwu letnie psisko (a w zasadzie sucz) zwie się Sisi (księżniczka Sisi of course!). Kiedyś miała swój FP, jednakże forma pisania postów tam nie do końca mi odpowiadała. w niedalekiej przyszłości nasze stadko powiększy się o jeszcze jednego psa (i tutaj wesoło-tajemnicza muzyczka, a tak serio, to o tym też sporo będzie). 
Wygląd bloga będzie się zmieniał, póki co nie bardzo się jeszcze łapię w tych szablonach itd., może ktoś mógłby mi pomóc? Nie ukrywam, że niezbyt wiem, jak sprawić, by wygląd przyciągał oko (trochę lewus informatyczny, ale tylko trochę). 

Jeśli chodzi o moją osobę, to myślę, że stopniowo razem będziemy ją odkrywać.

PONIŻEJ DODAJĘ ZDJĘCIA MOJEGO 4KILOWEGO SZCZĘŚCIA (: 







POZDRAWIAM, ZASO.